Witam.
Dziś, wzniesiemy się znacznie wyżej niż dotychczas i znowu, jak w przypadku Mount Mitchella, powędrujemy tysiące kilometrów od Ojczyzny.
Nasza podróż rozpoczynamy w mieście, w którym jest więcej górali niż w samym Zakopanym -
chodzi oczywiście o Chicago.
Przygotowania do wyprawy nie wyglądają dość profesjonalnie ale nasz cel znamy podstawową wiedze o chorobie wysokościowej, mamy informacje o trasie, trudnościach, mamy dzięki relacji z internetu.
Nasz Cel wybrany według klucza co jest najwyższe, a w tym wypadku najwyższym jest Mount Elbert najwyższy szczyt Gór Skalistych i pasma Sawatch, nie mały orzech do zgryzienia bo nasz ziomek ma cale 14439 feet-ów ! Nazwa pochodzi od nazwiska gubernatora Kolorado w latach 1873-1874 tego samego roku góra zostaje pierwszy raz oficjalnie zdobyta przez niejakiego pana Stuckle. (tyle Wikipedia :d)
A znaczy to tytle że będzie to nasza jak dotąd najwyższa góra 4401 m.n.p.m.
Podroż do Kolorado z przygodami (zostawiony portfel na stacji benzynowej), ale sytuacja szczęśliwie zakończona, bo udało się go odzyskać bez problemu z całą zawartością. 😄
Po 2 dniach jesteśmy na kempingu w Twin Lakes, koszt takiego kempingu to 12 dolarów za dobę.
Punkt, w którym startuje szlak jest nieco wyżej, ale jest pod nim bezpłatny parking.
Wspomniany darmowy parking przy wejściu na szlak |
Tu nasz pierwszy błąd z uwagi na małą ilość czasu - przesypiamy tylko 5 godzin na wysokości około 3000 metrów, a potem ruszamy na szlak, będąc źle zaaklimatyzowani - czego efekty zaczynają nam coraz bardziej doskwierać z każdym kolejnym przewyższeniem.
wyrysowany przebieg szlaku na mapach google |
Ale to nie pomyłka, tylko kwestia aklimatyzacji, bo trasa na Mount Elbert nie należy do trudnych technicznie, ale osoby próbujące wejść na niego na "jeden raz", czyli tego samego lub następnego dnia od przyjazdu do Kolorado, mogą nawet nie dać rady. Nam się udało, ale na pochwały raczej nie zasługujemy, bo już na wysokości 4000 m. żałowaliśmy, że nie spędziliśmy na aklimatyzacji choćby doby. Ogólnie to choroba wysokościowa, która nas trafiła to idealny książkowy przykład - piekielny ból głowy, brak apetytu, potężne pragnienie, mdłości, a na nawet na powrocie wymioty.
Prawda, że trochę może zepsuć wycieczkę ? Dlatego apel do wszystkich - warto jednak ten jeden dzień poświęcić na aklimatyzację 😄. Na trasę ruszamy koło godziny 4 tak by na szczycie być w miarę wcześnie, jest to ważne ponieważ góry w Kolorado lubią popołudniowe burze, my mamy szczęście bo jest to jedyny dzień w tygodniu, w którym burza się jednak nie pojawiła. Początkowo wędrujemy bardzo urokliwym lasem i jak w każdych górach z czasem z tego lasu wychodzimy.
Po całkowitym wyjściu z lasu zaczynamy isc szeroka ścieżką wzdłuż grzbietu, góra pokryta jest cieniutka warstwą śniegu, która powstała w nocy, notabene w nocy było -8 stopni.
Moment kiedy przekroczyliśmy te 4000 był dla nas jak strefa śmierci na Mount Evereście, przynajmniej takie miałem wtedy skojarzenie po dość niedawno przeczytanej książce Jon-a Krakauer-a (swoja droga bardzo polecam te książkę ). Warto zaopatrzyć się w dużą ilość wody bo od wysokości chce się więcej pic. Ciągle pisze o tej wysokości ale w przypadku tej góry jest to właściwie jedyna trudność, gdyby nie te m.n.p.m to szlo by się jak na Kasprowy Wierch a tak trzeba się trochę więcej namęczyć.
Po małym kryzysie 20 metrów od szczytu udaje się i JESTEŚMY ! Warto było, widoki plus adrenalina pomnożona przez wielką radość z jak dotąd najwyższej zdobytej górki na chwile dają zapomnieć o niedostatecznej ilości tlenu.
Na szczycie spędzamy jakieś 2 do 3 minut i lecimy w dol by poczuć się nieco lepiej. Śnieg widoczny rano na szczycie i jego zboczach już się prawie całkiem rozpuścił, im niej tym samopoczucie jest lepsze.
Za dnia możemy również docenić te części szlaku, które pokonaliśmy w porannych ciemnościach, czyli piękne lasy Gór Skalistych.
Wyprawa zakończona powodzeniem, tatrzańscy turyści z jak dotąd ze szczytami wielkości tych 2500 metrów dali rade , po mękach z wysokością został jeszcze ból głowy na jakieś 8 godzin po zejściu, ale cale szczęście w końcu minął. Wnioski, następny wielotysięcznik nie zdobywać w takim pośpiechu. Szczyt zdobyty pod koniec sierpnia 2016 roku, z tego roku wyprawa w góry "większe" dopiero przed nami. Wiec warto śledzić co tu na blogu się wypisuje. Relacja będzie prawdopodobnie w drugiej połowie września (jak wyprawa wypali), nie pisze na co i gdzie żeby nie zapeszać.
Z Informacji praktycznych warto wspomnieć największe miasto w okolicy, Leadville tu można się zaopatrzyć w cały prowiant jeśli ktoś nie zrobił tego wcześniej, na stacji benzynowej da się nawet kopić małe butle tlenowe z tego co pamiętam za niewielka cenę, my ich nie kupowaliśmy wiec o działaniu i tym na ile starczają nie dam rady się wypowiedzieć.
[LW]
pierwsze rozejście szlaków |
Na pierwszych polanach decydujemy się zrobić pierwszą przerwę na posiłek, ten zawsze w górach smakuje najlepiej... niestety nie tym razem, tym razem w efekcie słabej aklimatyzacji w ogóle nie mamy apetytu ale samopoczucie poprawia nam nieco widok na Twin Lakes gdzie nasza wędrówka się zaczynała.
Widok na Twin Lakes |
chłodne poranne chmury |
szczyty po 4000 metrów już widoczne |
Moment kiedy przekroczyliśmy te 4000 był dla nas jak strefa śmierci na Mount Evereście, przynajmniej takie miałem wtedy skojarzenie po dość niedawno przeczytanej książce Jon-a Krakauer-a (swoja droga bardzo polecam te książkę ). Warto zaopatrzyć się w dużą ilość wody bo od wysokości chce się więcej pic. Ciągle pisze o tej wysokości ale w przypadku tej góry jest to właściwie jedyna trudność, gdyby nie te m.n.p.m to szlo by się jak na Kasprowy Wierch a tak trzeba się trochę więcej namęczyć.
Po małym kryzysie 20 metrów od szczytu udaje się i JESTEŚMY ! Warto było, widoki plus adrenalina pomnożona przez wielką radość z jak dotąd najwyższej zdobytej górki na chwile dają zapomnieć o niedostatecznej ilości tlenu.
Upragniony szczyt |
szczyt w środkowej części zdjecia na ostatnim planie to prawdopodobnie Mount Massive drugi szczyt stanu Kolorado |
Na szczycie spędzamy jakieś 2 do 3 minut i lecimy w dol by poczuć się nieco lepiej. Śnieg widoczny rano na szczycie i jego zboczach już się prawie całkiem rozpuścił, im niej tym samopoczucie jest lepsze.
Za dnia możemy również docenić te części szlaku, które pokonaliśmy w porannych ciemnościach, czyli piękne lasy Gór Skalistych.
Wyprawa zakończona powodzeniem, tatrzańscy turyści z jak dotąd ze szczytami wielkości tych 2500 metrów dali rade , po mękach z wysokością został jeszcze ból głowy na jakieś 8 godzin po zejściu, ale cale szczęście w końcu minął. Wnioski, następny wielotysięcznik nie zdobywać w takim pośpiechu. Szczyt zdobyty pod koniec sierpnia 2016 roku, z tego roku wyprawa w góry "większe" dopiero przed nami. Wiec warto śledzić co tu na blogu się wypisuje. Relacja będzie prawdopodobnie w drugiej połowie września (jak wyprawa wypali), nie pisze na co i gdzie żeby nie zapeszać.
Z Informacji praktycznych warto wspomnieć największe miasto w okolicy, Leadville tu można się zaopatrzyć w cały prowiant jeśli ktoś nie zrobił tego wcześniej, na stacji benzynowej da się nawet kopić małe butle tlenowe z tego co pamiętam za niewielka cenę, my ich nie kupowaliśmy wiec o działaniu i tym na ile starczają nie dam rady się wypowiedzieć.
[LW]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz