niedziela, 24 stycznia 2021

Grossglockner

 

                   


2 września 2020 – Mija  kolejny nudny poranek w pracy, w teorii wszystko co przyjemne w tym roku już było w wakacje kiedy to była chwila oddechu między kolejnymi  obostrzeniami ograniczającymi wolność i chęć do życia. Popijając kawę, wyczekując informacji o ”przypadkach” i  nadchodzącej 36 fali wirusa, dostałem od znajomej  link do ogłoszenia na grupie spontaniczne wypady w góry. 


Ogłoszenie dotyczyło wyjazdu następnego dnia na Grossa. Krótka analiza Swot. 
Słabe strony.. pasowałoby kiedyś nauczyć się dobrze asekuracji z liną, na takim Grossie może się to przydać
Mocne strony: kondycyjnie mam szczyt formy, „nowi znajomi” idą drogą normalną czyli nie powinno być trudno.  
Szanse: zdobycie najwyższego szczytu Austrii!
Zagrożenia: Śmierć! Z drugiej strony mamy PANDEMIĘ! I tak wszystkich nas zabije krwiożerczy wirus. 
Alternatywnie pozostanie w domu i życie ciekawe, porywające niczym głos aktualnego ministra zdrowia! 
Decyzja podjęta. Jadę na dach Austrii. Grossglockner był już jakiś czas w sferze moich marzeń więc o drodze normalnej już całkiem sporo wiedziałem, pozostało szybko kupić mapy i spakować plecak.

Następnego dnia (3.09.2020) wieczorem ruszam w raz z nowymi znajomymi z Krakowa na południowy zachód. Szybko zasypiam w aucie i teleportuję się w Taury Wysokie gdzie pierwszym widokiem jaki widzę jest cel naszej podróży. 


4.09.2020
Wycieczkę rozpoczynamy doliną Kodnitzbach i po 40 minutach mijamy dość nowoczesne schronisko Lucknerhütte. Prywatna chata stała tu już od 1903 roku i jak większość schronisk w czasie zmieniała formę. Ciekawostką jest, że już w 1943 roku posiadało hydroelektrownię. Po gruntownej przebudowie w 2016 roku posiada 55 łóżek. 
Jesteśmy na 2241 m n.p.m. tu nasz treking zaczyna nabierać przewyższenia aż do kolejnego schroniska położonego 400 metrów wyżej Stüdlhütte gdzie zatrzymujemy się na małe śniadanie. 
dwie drogi na szczyt


Pierwsze schronisko było w tym miejscu już w 1868 roku, natomiast obecny blaszak jest z 1996 :D 

Stüdlhütte



Stąd można wybrać dwie drogi. Iść dalej granią Stüdlgrat lub drogą normalną w kierunku a następnie przez lodowiec Ködnitzkees. Wybieramy wariant łatwiejszy i lekkim trawersem dochodzimy pod czoło lodowca.
Czas związać się liną i rozciągnąć naszą grupę ponieważ mroczne szczeliny widać już z daleka :D
Mijamy kilka zerwanych lodowych pomostów co uświadamia, że lina nie jest tu na ozdobę. 

 
Lodowiec opuszczamy przy największej z szczelin i wchodzimy na skalną grzędę ubezpieczoną małą ferratą, mijamy jeszcze kilka podobnych ułatwień, na końcu których jest nasz nocleg. Schronisko Erzherzog Johann Hütte, odwiedzamy dość wcześnie więc jest jeszcze czas na piwo, przyjrzenie się dumnej sylwetce najwyższemu pagórowi z Taurów Wysokich i bezkresnej panoramie. Już w 1800 roku na rozkaz hrabiego Salma, księcia-biskupa Gurk, zbudowano tu małe schronisko na Adlersruhe. W 1879 ÖAK (Österreichische Alpenklub) wykupił budynek i w 1880 postawił nowy budynek, który przez lata był modernizowany aż do dzisiejszej formy. 


Idziemy spać dość wcześnie, celem jest wschód słońca na wierzchołku. 
Pobudka 5.09.2020 godzina 3:50, szybka konserwa rybna, przepakowanie plecaka i ruszamy w świetle czołówek. 
Po dojściu pod ścianę zaczyna się zabawa. Pokonujemy sprawnie pierwszy komin wyposażony w starą linę, którą można się wspomagać. Grań okazuje się łatwiejsza niż sądziłem i niestety albo i na szczęście nie mogę opowiedzieć tu żadnej mrożącej krew w żyłach historii o granicach ludzkiego organizmu.  Sprawnie zdobywamy Kleingrockner i po przejściu przełęczy między nim a głównym wierzchołkiem mija nas dość szybki alpinista. Zawsze drugi...ech... czyli wszystko stabilnie :D 

Na szczycie jesteśmy planowo jeszcze przed wschodem słońca, widzimy Kaiserkreuz czyli masywny 350 kilogramowy krzyż, ustawiony tu z okazji 25 rocznicy ślubu Franciszka Józefa I z Elżbietą Wittelsbach. Warto wspomnieć, że wcześniej na obu wierzchołkach stały drewniane krzyże, pierwszy już od 1800 roku czyli roku pierwszego odnotowanego wejścia. Powrót jest cięższy z uwagi na szturm grup z przewodnikami. Mijanie się na wąskiej grani nie należy ani do łatwych, ani do przyjemnych. Ostatecznie udaje się ją przejść, a następnie zejść kominkiem na pole śnieżne i metodą typu "dupozjazd" dotrzeć do naszego schroniska.  Droga w dół mija pod znakiem planowania kolejnych wypraw i szukaniu ładnego kamienia na pamiątkę z naszej weekendowej wycieczki. 

Grossglockner, leży w Alpach Centralnych. Z wysokością 3798 m n.p.m.  jest najwyższym szczytem Austrii i Taurów Wysokich. Należy do Korony Europy i ma w niej 4 miejsce. Jego nazwa znaczy tyle co Wielki Dzwon. Pierwszego polskiego wejścia dokonał w 1884 Ludwik Chałbiński syn Tytusa Chałbińskiego



Koszt od osoby (było nas 4)
 240 zł za paliwo + opłaty drogowe
 37e nocleg w Erzherzog Johann Hütte
8e  pamiątki 
4e  piwo x3