Dla wszystkich osób spędzających czas we wschodniej część USA mamy propozycję baaaardzo prostej i malowniczej trasy na najwyższy szczyt po wschodniej stronie rzeki Missisipi- a mianowicie mierzący 2037m (6684 ft) wysokości Mt Mitchell, położony w Karolinie Północnej.
Krajobrazowo Appalachy w tym rejonie przypominają trochę nasze Bieszczady - są gęsto zalesione, jednak typowych dla Bieszczad połonin tam nie doświadczymy. Różni się także roślinność - momentami przypomina ona trochę tę w Ameryce Południowej, ale tylko do pewnego stopnia 😉
Jeden z widoków ze szlaku na Mt Craig, znajdującego się 1h drogi od Mt Mitchell |
Ogólnie proponowana przez nas górka ma bardzo dobrą lub bardzo złą cechę - zależy od punktu widzenia. A mianowicie wjeżdża się autem praktycznie na sam jej szczyt. Więc z jednej strony można zabrać kogoś z rodzinki w podeszłym wieku albo jakieś maluchy. Z drugiej nie jest to fajna opcja dla kogoś, kto chce swojemu organizmowi zapodać konkretną dawkę wysiłku. Dla osób „pośrednich” mam jednak pocieszenie - obok Mitchella znajdują się dwa czy trzy szczyty na które można normalnie, szlakiem, jak należy - iść. Zajmuje do od 1 do 3h, zależy jak daleko chcemy zawędrować.
Dobra, koniec wstępu, przechodzę do konkretów 😊
Droga nr 128 pod Mt Mitchell wiedzie lekkimi zakrętami, cały czas pod górę wśród malowniczych lasów. Jednak w wielu momentach można zatrzymać się na tzw. view point, czyli większe lub mniejsze zatoczki, w których można zatrzymać auto i popatrzeć sobie na widoczki.
Jadąc tak tą drogą zauważamy jakiś duży parking i zabudowania, więc myślimy „to tu”. Okazuje się, że to jeszcze nie tu, niemniej jednak w owych zabudowaniach udało nam się kupić fajną i dużą mapkę Appallachów za psie pieniądze. Jedziemy kawałek dalej, dosłownie z 5 min i zauważamy drugi parking i motyw jest ten sam - parkujemy, wysiadamy i patrzymy.
Mt Mitchell również to nie jest, ale widzimy wejście na szlak, po przejściu którego trafia się na szczyt górki, której imienia niestety do dzisiaj nie poznaliśmy. Szlak trwał powalająco długo, bo jakieś 10-15 min, ale wyglądał po prostu pięknie!
Jadąc tak tą drogą zauważamy jakiś duży parking i zabudowania, więc myślimy „to tu”. Okazuje się, że to jeszcze nie tu, niemniej jednak w owych zabudowaniach udało nam się kupić fajną i dużą mapkę Appallachów za psie pieniądze. Jedziemy kawałek dalej, dosłownie z 5 min i zauważamy drugi parking i motyw jest ten sam - parkujemy, wysiadamy i patrzymy.
Mt Mitchell również to nie jest, ale widzimy wejście na szlak, po przejściu którego trafia się na szczyt górki, której imienia niestety do dzisiaj nie poznaliśmy. Szlak trwał powalająco długo, bo jakieś 10-15 min, ale wyglądał po prostu pięknie!
Więc warto było.
10-minutowy szlak na bezimienną górę pół godziny jazdy od Mt Mitchella |
Szczyt również godny polecenia, bo widok mamy 360 stopni, a i posiedzieć jest gdzie. Następnie schodzimy i jedziemy dalej.
Po około 30 min jazdy, może trochę więcej, może mniej (średnio już pamiętam) dojeżdżamy na parking pod Mt Mitchell. Aut dużo, ludzi dużo, jak chcecie to kupicie tam żarcie, picie, milion gadżetów czy skoczycie do ubikacji - słowem jest tam wszystko, co można było zrobić. Nawet miejsca na grilla. Na szczyt z parkingu idzie się 5 min albo nawet mniej, prawie wybrukowaną drogą. (Osoby o ograniczonej sprawności ruchowej mogą tam wjechać meleksem). Na szczycie kamienna „wieżyczka”, piękne panoramy i rześkie powietrze (w końcu to wysokość ponad 2000 m)
Czując cholerny niedosyt spowodowany tym, że najwyższy szczyt Appalachów zdobył raczej nasz samochód niż my, szukamy jakiś szlaczków, żeby te wyrzuty sumienia jakoś uciszyć. No i są - na Mt.Craig i jeszcze dwa inne szczyty. Jeden z nich to około 1h drogi w jedną stronę, kolejny to jakieś 2.
Ochoczo ruszamy i się nie zawodzimy. Szlak bowiem jest przepiękny i przyrodniczo urozmaicony, można zobaczyć masę drzew, których w Karpatach zobaczyć się nie da.
Do tego na szlaczkach tych ludzie raczej nie łażą, więc byliśmy praktycznie sami, jednego fotografa nie licząc.
Momentami można odbić na wystające na boki kamienie i popatrzeć sobie na „bieszkadzki” krajobraz.
Szczyt niestety marnie oznaczony, bo zaledwie jakąś blachą w kamieniu, ale grunt, że się przeszliśmy.
Trasa jednak kompletnie nie ambitna - praktycznie cały czas idzie się grzbietem, tak że o zmęczeniu nie ma mowy - ale to znowuż może być zaletą, jeżeli się podróżuje z kimś mniej rozchodzonym lub najzwyczajniej w świecie ktoś nie lubi się męczyć - wówczas szczerze polecam.
Trasa jednak kompletnie nie ambitna - praktycznie cały czas idzie się grzbietem, tak że o zmęczeniu nie ma mowy - ale to znowuż może być zaletą, jeżeli się podróżuje z kimś mniej rozchodzonym lub najzwyczajniej w świecie ktoś nie lubi się męczyć - wówczas szczerze polecam.
Ogólnie polecam się przejechać tą trasą nie tylko dla samej góry, ale też dlatego, że po drodze można zobaczyć dość ciekawą część Ameryki - Karolina Północna to w końcu jeden z bardziej "historycznych" jej stanów. Jakkolwiek Polskim 'historycznym miejscom" nie dorasta do pięt, to i tak warto ją zobaczyć ;) To chyba na tyle. Jeszcze tylko trochę informacji praktycznych.
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
Czas dojazdu: zależy skąd, nam z Chicago zajęło to 11 h. Z najbliższego miasteczka czyli Asheville to około 1h jazdy.
Koszty: jedynie benzyna, skądinąd bardzo tania w usa (obecnie ok. 3$ za gallon). Nie ma żadnych opłat za parkingi czy wstęp. Nam cała wycieczka, z paliwem, jedzeniem i piciem włącznie zamknęła się w 450$, aczkolwiek nasz dżip pali dość dużo, więc w przypadku zwykłych osobówek wyjdzie znacznie taniej.
Czas wędrówki: 25 minut - nieznany szczyt nr 1.
10 minut - Mt Mitchell2h - szczyty za Mitchellem
[AK]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz