środa, 8 listopada 2017

Musała - Riła - Bułgaria

"Jedźmy gdzieś dalej" - to banalne i proste zdanie zaprowadzić może czasem naprawdę daleko.
Naszym celem od dawna była Musała - najwyższy szczyt Bałkanów, a przy tym góra niemal tatrzańska, mierząca wdzięczne 2925 m i w sumie nie tak odległa - bo położona w bliskim sąsiedztwie bułgarskiej stolicy - Sofii. Tylko, co jeżeli średnio ma się czas, a i budżet jest ograniczony? Ano my zrobiliśmy to mniej więcej tak... :




PRZYLOT DO SOFII:

Jak dofrunąć do stolicy Bułgarii i w dodatku za darmo? 
Jakieś 3 lata temu wyrobiłam sobie kartę "Miles & more" - programu lojalnościowego sojuszu linii lotniczych Star Alliance, czyli między innymi naszego polskiego LOTu. Dzięki fruwaniu w różne miejsca trochę punktów na swoim koncie zebrałam, ale tez niezbyt wiele, żeby szaleć. Jednakże LOT co jakiś czas udostępnia promocje, w których loty do wybranych miejsc kosztują zaledwie 7 000 takich punktów od osoby. W to nam graj - a więc sprawdzamy dostępne cele, wybieramy Sofię i decydujemy się lecieć w czwartek, żeby uniknąć konieczności brania zbyt długiego wolnego w pracy, a jednocześnie elegancko spędzić 4 dni.

Lot do Sofii to jakieś 2 godziny i jesteśmy na miejscu. 

Jako, że było to jakieś 2 tygodnie temu - czyli wtedy kiedy w naszym kraju lało niemiłosiernie, a i temperatura nie była zbyt przyjazna człowiekowi - to pełne słońce i 22 ℃ cieszy nas ponadprzeciętnie.


Pojęcie o Bułgarii i transporcie w Sofii mamy bardzo znikome, planu żadnego, na zegarku dobiega 16 - więc na szybko obmyślamy, jak to tanim kosztem dojechać do centrum. Opcje są dwie - metro lub autobus. Są oczywiście jeszcze taksówki i bliżej nieokreślone busiki, ale oczywistym jest, że z ich ceną może być różnie.

Dojazd do centrum

Nie wiedząc, że metro to dużo szybsza (16 min) opcja, wybieramy autobus linii 84 i po około 40 minutach wysiadamy na ostatnim przystanku przy jakimś parko-placu w okolicach starego miasta.  (Co do logistyki: bilet kosztuje bodajże 1,60 lewa, kupić go można w kiosku na lotnisku. No i trzeba pamiętać, o "skasowaniu" - w zajebistym archaicznym kasowniku, którego mechanizm opiera się na przedziurkowaniu kasowanego biletu.)

W autobusie szukamy na booking.com tanich noclegów w Borovcu - bo to podobno najlepsze miejsce wypadowe na Musałę. Jakieś 20 min i mamy "apartament" za cenę około 20 zł/doba od osoby, więc nie jest źle.

Sofia - "bazarek"
Pierwsza myśl po wysiądnięciu z autobusu - JEŚĆ. No to dobra, nie wiemy gdzie jesteśmy, nie wiemy co i gdzie, więc idziemy w kierunku stricte centrum Sofii.

Po drodze mijamy niezliczoną ilość straganów z książkami, takich po prostu uroczych, ulicznych bazarków. Na jednym z nich za 5 lewów kupujemy mapę pasma Riły i po rosyjsku pytamy dziadka-sprzedawcę, gdzie można zjeść coś po taniości. Dziadek wskazuje nam uliczkę z gastronomią. To idziemy.



Kilka minut i faktycznie uliczka się pojawia - knajpa obok knajpy. Nasze zmęczenie jednak jest złym doradcą, bo idziemy do pierwszej z nich - a więc w sumie jednej z najdroższych. Chociaż też nie tak do końca - za naprawdę dobry obiad z piwem lub herbatą zapłaciliśmy poniżej 30 zł, więc jeszcze nie zbankrutowaliśmy ;) Warto tylko mieć na uwadze, że idąc dalej "tropem tej ulicy" natknąć się można na naprawdę fajne i tańsze knajpki.

DOTARCIE DO BOROVCA

Teraz zaczynają się schody - w Sofii mianowicie są dwa albo nawet trzy dworce autobusowe. Mieszkańcy Sofii sami nie do końca wiedzą, z którego odjeżdżają busy do Borovca, niezależnie czy pyta się ich po angielsku czy po rosyjsku.
Zdajemy się więc na wiedzę internetową i celujemy w dworzec południowy (Jużni Awtogar). Trop jest słuszny, ale trafić tam to jakiś dramat... Nikt nie wie, jak to zrobić za pomocą komunikacji miejskiej i wszyscy doradzają taxi, ale z tymi cenowo to podobno różnie bywa. Godzina nas trochu goni, więc też przypał.

Pierwsze 20 minut ciśniemy z buta zgodnie z mapą googli, potem jednak dostrzegamy piękną, stara, sypiąca się taksówkę z sympatycznym dziadziem w środku. Po rosyjsku oferujemy mu 5 lewów za dostarczenie nas do Jużnego awtogara, na co dziadek się godzi i po 10 minutach i bardzo miłej jeździe jesteśmy na miejscu. 😁


Dworzec Południowy


Dworzec południowy, źródło: www.isofia.bg 
Jak poznać ten dworzec? Zadupiasty jak cholera, zlokalizowany pod jakimś wiaduktem, a wokół masa budek z żarciem - jak się okaże jednym z lepszych w Sofii wedle naszej subiektywnej opinii 😃


Na dworcu stoi jeden, jedyny, ostatni bus - więc szczęście mamy tego dnia wybitne. Pytamy, czy "Borovec", gość mówi, że tak - to wsiadamy i sru. Cena - 6 lewów.


Droga zajmuje około godziny przez las wzdłuż rzeki wpadającej do ogromnego jeziora Iskar . Pierwsza większa mieścina na tej drodze to Samokov - i jak się okazuje to tam docelowo jechał nasz szofer. Problemu to jednak nie stanowi żadnego, bo na tym samym dworcu stoi już (a właściwie odjeżdża) bus z napisem "Borovec". Doganiamy go więc na szybkości, i za 1 lewa i 15 minut jesteśmy w Borovcu.
Gość wysadza nas pomiędzy dwoma hotelami i zamkniętym sklepem. Wokół las jak się patrzy. Chwila konsternacji, parę minut rozkminki i okazuje się, że to jest sama końcówka Borovca i należy skręcić "do góry" za hotelem i wówczas trafia się do właściwej mieścinki.

Borovec natomiast to wybitnie małe i wyłącznie turystyczne miasteczko. Hotele, knajpy i sklepy to praktycznie jedyne zabudowania - dosłownie wszystko ma przeznaczenie turystyczne. Po 5 minutach jesteśmy pod podanym adresem, po drodze robiąc zakupy w średnio zaopatrzonym "supermarkecie" w tym samym budynku. Zdzwaniamy się z kobietą, która już na nas czeka. (Polecam w tym miejscu opanować podstawowe zwroty po bułgarsku lub znać rosyjski, bo z angielskim to tam naprawdę bywa różnie, szczególnie u ludzi ze starszego pokolenia.)
Na naszą kwaterę składa się mieszkanie w niskim apartamentowcu w fajnym standardzie: łazienka, przedpokój, pokój z 4 łóżkami, telewizorem, czajnikiem, lodówką, jednym palnikiem i balkonem, więc rzeczywistość konkretnie przerosła oczekiwania :D Babeczka bierze z góry gotówkę za 4 noce, nie chce żadnego dowodu ani umowy, niemniej jednak dobrze patrzy jej z oczu.


WEJŚCIE NA MUSAŁĘ

Widok ze szczytu Musału


W normalnym trybie przed wejściem na totalnie obce miejsce co najmniej połowa ludzi czyta jakiś przewodnik, tudzież relację. W przypadku Musały jednak osobiście radzę każdemu nie zwracać uwagi na jedną rzecz podaną w jednych lub drugich źródłach - a mianowicie na czasy przejść.
My zaznajomiliśmy się chyba z 7 opisami wejść + przewodnikiem. 

W każdej jednej z tych lektur była mowa o tym, aby Musałę robić na dwa dni, przy czym czas dojścia z Borovca do 1. schroniska to około 4:45h. Bzdura, bzdura, jeszcze raz bzdura :D 
Nie jesteśmy maratończykami ani wariatami wbiegającymi na Kasprowy w 50 minut, tego dnia ani trochu się nie spieszyliśmy - a mimo to trasę tę pokonaliśmy w około 2:30 h. 

A jak wygląda pierwsza część wycieczki?




Można rzecz - typowe Tatry. 

Ruszamy w Borovca grubo po 13:00, wszędzie drzewa, więc guzik widać i potem jakaś godzina czy 1:20 biegnącej doliną strumyka szerokiej, niemal płaskiej drogi lasami, 

po czym nasza Musała wreszcie zaczyna się wyłaniać.




Irećek (po lewej) , a za nim Musała (po prawej)

Jak się okazuje po sprawdzeniu mapy - nie Musała to, a pociesznie nazwany szczyt - Irećek (Иpeчек), nasz cel to natomiast wydawało by się jego mniejsza sąsiadka na drugim planie.



Od miejsca, w którym zaczyna być widać jakiekolwiek góry do schroniska trasa schodzi nam w godzinę. Technicznie i krajobrazowo znowu są to takie Tatry - dreptamy między jakąś kosodrzewiną, szlak wiedzie przez łąki, wznosi się leciutko i wręcz niezauważalnie, a gdzieniegdzie do szału doprowadza nas błoto, którego obejście uniemożliwiają nam właśnie krzaczory kosodrzewiny.


Dobra, tyle na temat najnudniejszej części. 

Teraz schronisko - niewielka, drewniana chata. 
Na samym wstępie zaznaczam, co jeszcze powtórzę - NIE MA tam jedzenia prócz batoników i zupy. 

Więc lepiej się nie nastawiać na kolację w schronisku, zamiast zabrania jej ze sobą do plecaka (my tak niestety zrobiliśmy)...

Schronisko Chata Musała (2389 m)
Teren wokół schroniska: piękny! ... tylko szpecą go nieźle: niedobudowany pustostan, budujący się moloch z przeznaczeniem na hotel i koparka obok niego. 

Ale Irećka i Musałę widać bardzo ładnie - obydwie góry prężą się majestatycznie nad dwoma małymi jeziorkami, obok których stoi schronisko. 

Na pierwszym planie - Irećek (2852 m), po prawej na drugim planie - Musała (2925 m) 

Widok z okna ;)

Widoki wokół schroniska

My dochodzimy do niego koło 16/17. Wchodzimy do środka - pusto, cisza, zimno. 

Nagle w okienku pojawia się sympatyczny gość ochrzczony przez nas imieniem "Seba" z uwagi na ortalionowe dresy i czapkę z daszkiem, w którą był ubrany. Niech nikt nie łapie jednak do niego uprzedzeń - gość okazał się naprawdę fajnym i dobrym człowiekiem. Początki znajomości były jednak trudne:

  - Czy jest coś do jedzenia? Ciepłego? Am am? (pytamy we wszystkich możliwych językach, w tym migowym)
Seba patrzy jak na debili. 
Jeszcze raz pokazujemy "am, am", jak dzieci.

   - Piwo jest. Też pożywne - odpowiada nam Seba po międzynarodowemu.

Kij. Niech będzie piwo. Ta przyjemność kosztowała nas ponad 10 zł. Kolejna kwestia - nocleg. Tu z Sebą dogadanie się przyszło łatwo, nawet pokoje mogliśmy sobie wybrać. 



Ogółem są one na górze i rozkładają się mniej-więcej tak: 
jeden 10 osobowy, 
jeden 3-4 osobowy
 i jeden "małżeński". 

Poduszki są, koce też, jeśli chodzi o czystość, to nawet git. Łazienki jednak brak. Toalety też. 

Cena - 15 lewów (ok. 35 zł)


Nie działająca "toaleta" ;)
Po jakimś czasie okazuje się, że za równowartość 3 lewów można zjeść zupę z soczewicy - całkiem dobrą, to muszę przyznać. 













Czas się nam jednak dłużył, bo przyszliśmy za wcześnie. 
Jedzenia nie ma, piwo drogie, jak tu żyć. W tym momencie chłopaki wpadają na pomysł, żeby zejść na dół i zapytać "Seby" o cenę butelki Rakiji. 

Tutaj opowieść urwę, bo wieczór skończył się tak, że do nocy siedzieliśmy na dole z Sebą - który okazał się przesympatycznym i bardzo gościnnym Peterem, rozprawiając na różne tematy łamanym językiem międzynarodowym ;)



SZCZYT

Wstajemy rano, szybki ogar, batonik i herbata na śniadanko i sru - ruszamy. Znowu wszystko przypomina Tatry:


Widok na Irećka ze szlaku

Początkowa część szlaku


Pierwszą godzinę pniemy się najpierw po tradycyjnych schodkach między skałami z kosodrzewiną, następnie obrkrążamy kolejne jeziorka. 

Kolejne schody, kosodrzewina już w sumie znika i za to pojawia się "schron" - wielki, brzydki, kanciasty budynek pokryty blachą, w którym udostępniona jest dla turystów mała salka z kilkoma pryczami. Ale szczerze? Nie polecam - syf niemiłosierny. 


W połowie drogi między schroniskiem a szczytem

Schron pod Musałą



Jeziorko naprzeciw schronu pod Musałą

Schron ten znajduje się pod samym szczytem Musały, tuż przy kolejnym ślicznym jeziorku. 
Stąd szlak biegnie już stricte grzbietem. No i praktycznie odtąd już wszystko pokryte było śniegiem (byliśmy tam w połowie października). Na ile to wyjątek, a na ile zasada - tego nie wiem. W każdym bądź razie szlak był na tyle pięknie wydeptany, a śnieg dobry, że raki okazały się zbędne. Kurtki też - ale tylko na 80% trasy (na szczycie bowiem pizgało niemiłosiernie). 
Słońce świeciło pięknie, temperatura wynosiła na pewno powyżej 7 stopni, mimo iż Google mówiły o -1. 



 Od schronu szlak najpierw prowadzi grzbietem prosto, a następnie lekkimi zawijasami, z niewielkimi przewyższeniami (wyjątkiem jest zima - wówczas szlak biegnie po grzbiecie, wzdłuż ustawionych tyczek) -

ale ogólnie ta część trasy mija bardzo szybko i przyjemnie, a dodatkowo zwieńczona jest pięknymi widokami.

Od schronu do szczytu schodzi jakieś 1,5 h
lub coś około tego.
Ostatnie podejście na szczyt Musały

 

Szczyt... 

jest feeeenomenalny! 😂😰 Przestrzeń, przestrzeń i jeszcze raz przestrzeń. Z jednej strony widzimy panoramę Pirynu, dalej reszty Riły, naprzeciwko natomiast Irećka, którego z Musałą rozdziela grań do złudzenia przypominająca Orlą Perć, jednak zdecydowanie krótsza. 

Gdzieś w oddali jeszcze majaczą baaardzo odległe szczyty, być może już nawet tych na granicy Bułgarsko - Greckiej. Miejsca na górze jest mnóstwo - gdyż szczyt jest bardzo wypłaszczony. Niestety Bułgarzy trochę go popsuli - znajdują się na Musale bowiem dwie szpetne budy - stacja meteo, w postaci kamiennego kloca i druga, dużo gorsza - ohydna, niebieska, blaszana buda oficjalnie będąca drugą częścią stacji meteo; niefocjalnie natomiast pełniąca funkcje wojskowe. 

Wstrętna blaszana stacja meteo/budynek wojskowy

Widok w daaaal, w kierunku Grecji ;)

Widok z Musały na Riłę


Charakterystyczny obelisk na szczycie Musały

Droga w dół mija szybko i przyjemnie, około 15 odwiedzamy Petera, zamawiamy zupę (w tym dniu z fasoli) i lecimy dalej do Borovca. 

Suma sumarum czas od wyjścia ze schroniska na szczyt do powrotu do miasteczka wynosił jakieś 9-10 h. 


Szlakowskaz w Borowcu


INFORMACJE PRAKTYCZNE:

- Czas od Borovca do schroniska:    ok. 2:30 - 3 h
- Czas od schroniska do szczytu:      ok. 3h
- Koszt noclegu w schronisku:       15 lewów (około 35 zł)
- Koszt noclegu w Borovcu:           około 20 zł za dobę/os

- Dojazd z Sofii do Borovca: 
                             czas: ok. 1h
                             koszt (busy): 7 lewów (ok. 16 zł)
- Dojazd z lotniska do Sofii:
                             bus (nr. 84): 40 min, 1,60 lewa
                             metro: 16 min. 1,60 lewa

- Koszt ze wszystkim oprócz lotu: ok. 300 - 500 zł na osobę 



[ak]

1 komentarz: